PRZEJDŹ DO: Wyspa Bergmana | 1970
NETFLIX VS. THE WORLD, reż. Shawn Cauthen
Nie ma chyba nic gorszego niż dokumenty podające informacje w sposób tak suchy i zbyt skrótowy, że na drugi dzień pozostanie ci w głowie co najwyżej tytuł. Wiedzieliście, że na Netflixie można oglądać filmy?
Zamiast blichtru i czerwonych dywanów, startupy w garażach Doliny Krzemowej. Usłana ostrą rywalizacją, podstępami i wykładziną w kolorze pieniędzy droga streamingowego giganta na szczyt oraz bolesna prawda o priorytetach przedsiębiorców, kinematografii w epoce korpo czy scenariuszach tworzonych pod statystki. Marzycielom wierzącym w magię kina w oku zakręci się łezka, a gadżeciarze mogą już obstawiać czyje seriale pierwsze będą dostępne w kosmosie.
Wiedza konieczna do zrozumienia współczesnej dystrybucji filmowej, a także z werwą opowiedziana historia rośnięcia w siłę streamingowego giganta.
Sinusoidalny układ ładunku emocjonalnego poszczególnych wątków przeplatających się w tym dokumencie czyni seans wciągającym i atrakcyjnym. Niby to klasyczne "gadające głowy", ale sprawność warsztatowa wespół z ciekawym podejściem do tematu (studium sukcesu tytułowej firmy) sprawia, że trudno oderwać się od ekranu.
Fascynujący kawałek historii.
100-minutowa reklama Netflixa.
WYSPA BERGMANA, reż. Mia Hansen-Løve
Im dalej w akcję, tym gęściej od odwołań: do Bergmana, do kina, do samej "Wyspy Bergmana". Aż kipi autoreferencyjnością, przelewa się, prosi się o analizę scena po scenie, klatka po klatce. Tylko... czy naprawdę warto sobie tym zaprzątać głowę po seansie?
Film o filmach zamknięty w ramach filmu. Ładne widoki zamknięte w produkcji bez większej tezy i pomysłu. Płynie bez przekonania w niewiadomym kierunku.
Kino jako wzajemne oddziaływanie na siebie sztuki i rzeczywistości, które u Mii Hansen-Løve zlewa się w senną, nieco zwiędłą filmową matrioszkę. Film w filmie w filmie i Bergman Safari jako najbardziej surrealistyczny pomysł na wycieczkę dla kinomaniaków.
Przed północą przychodzą Zwierzęta nocy, by zakrzyknąć: META!
Szkatułkowa samoświadomość filmu Mii Hansen-Løve nie sprowadza się jednak na szczęście tylko do popisu kinofilskiej erudycji. Wręcz przeciwnie - reżyserka zdaje się balansować pomiędzy środowiskową autoironią a szczerą identyfikacją, by powiedzieć coś szczerego, nie mówiąc tego wprost. I cudownie się w tę historię wsiąka.
Okej, jest to trochę artystowskie bujanie w chmurach, ale dobrze opowiedziane i z aurą wdzięcznego liryzmu.
Najnudniejsza filmoznawcza masturbacja tego sezonu albo reklama pensjonatu dla bogatych inteligentów. Czyli Mia Hansen-Løve w odpowiedzi na to, o co nikt w kinie nie pytał.
Dużo filmów w ramach filmu. Przepiękna w swojej surowości wyspa Faro i z lekka ironiczny portret kultu Bergmana. Urokliwe, pomysłowe, na swój sposób przewrotne.
1970, reż. Tomasz Wolski
Wolski kontynuuje przedzieranie się przez archiwa - dokument ważny, ale nie odkrywający niczego nowego o wydarzeniach z grudnia '70 i nie tak mocny jak wcześniejszy "Zwyczajny kraj" tego reżysera.
Wybitnie wykorzystane archiwalia i jeszcze lepszy pomysł z lalkami.