Widma przeszłości – „A Ghost Story” (reż. David Lowery, 2017)

Zbliża się pierwsza rocznica oczekiwania na powrót do normalności. W mojej pamięci przełom lutego i marca 2020 przechowuję niczym cenną pamiątkę z dalekiej podróży starannie owiniętą w papier do pakowania, aby nie uszczerbiła się na życiowych wybojach - wspomnienia z czasów prostoty, beztroski i wszelkich marzeń leżących w zasięgu ręki. Nadejście Nowej Rzeczywistości we współczesnym nastawionym na rozwój, kochającym zmianę społeczeństwie paradoksalnie przypomina żart kpiącego z ludzkości losu - wykształcone w zawodowych warunkach umiejętności reagowania na sytuację i elastyczność nie wystarczą, by pogodzić się z planami, które legły w gruzach, z ruletką obostrzeń, wreszcie z upływem czasu natrętnie piętnującego bezczynność i katującego nas rutyną. 

Zaskoczenie wywołane nagłym zamknięciem świata przerodziło się w rozgoryczenie i poczucie niesprawiedliwości. ,,We shall live again” śpiewała Patti Smith w piosence ,,Ghost dance” o alternatywnych scenariuszach, o niedoznanych doświadczeniach o niezasmakowanym szale życia. I choć w kinie te nawiedzające zza grobu narracje, czy pozbawieni swych opowieści narratorzy najczęściej przywodzą na myśl motywy żydowskie i czas wojny (Demon Marcina Wrony nawiązujący do Dybuka Michała Waszyńskiego) albo okres transformacji, w którego kontekście Olga Drenda definiuje duchologię polską, to mam wrażenie, że również obecnie, gdy z nostalgią rozpamiętujemy utraconą przeszłość i fantazjujemy o momencie, kiedy wolność powali barykady, a na świecie zapanuje utopia, nasze teraz to nic innego jak śnienie o życiu przeszłym lub przyszłym. 

Ta ,,widmowość” teraźniejszości jak ten stan zawieszenia w rozmytej, pozbawionej konturów rzeczywistości, wywodzącej się ze zniekształconego czasu, który wypadł z ram, określił Jacques Derrida, przypomniała mi o A Ghost Story Davida Lowery’ego.

Dziele o bezwzględności czasu i wierze w ocalającą moc pamięci, które ponad trzy lata temu urzekło mnie subtelnością i liryzmem. Po powtórnym seansie w czasach zarazy, film z 2017 roku jeszcze bardziej chwyta za serce. Czy to przez nastrój trwania w bezcelowym oczekiwaniu, który zagarnia diegezę? Czy przez biały kostium ducha przywodzący na myśl gotową do zapisania czystą kartę, czekającą, by w papierowej formie ocalić życie od zapomnienia? A może to kwestia skrajnych emocji miotających bohaterami w obojętnych ścianach domu - emocji wyrywających widza z kinowej bezcielesności i dobijających się do jego wrażliwości?

W nietypowym formacie 4 x 3 reżyser stworzył intymny traktat o przemijaniu i upływie czasu. W ciasnych zamkniętych kadrach uwięziony jest bohater C. (Casey Affleck), który jako duch trwa we wnętrzach swego domu. Od skąpanego w ciepłych barwach świata żywych, oddziela go białe jak śnieg prześcieradło. Błahe, znane z dziecinnych zabaw przebranie zjawy okazuje się symbolem bariery nie do przekroczenia, granicy między ulotnym życiem ludzkim a wiecznością. Oddziela bohatera od ukochanej, przeżywającej żałobę M. (Rooney Mara). Jakże bolesny jest kontrast między pełnymi czułości ujęciami bohaterów z retrospekcji, a sekwencjami po śmierci mężczyzny, gdy w tej samej przestrzeni dwie samotne osoby nie mogą odnaleźć siebie nawzajem. Rooney Mara jako M. cierpi w milczeniu, zaledwie mimika, chwile zamyślenia są oznaką bólu. W czterominutowej sekwencji pożerania ciasta, rozpaczliwie próbuje znaleźć sposób na wypełnienie pustki. Scena  wydaje się trwać w nieskończoność, widz wręcz namacalnie odczuwa letarg, w którym pogrążona jest załamana kobieta. Bo strata u Lowery’ego ma charakter namacalny. Zaburzając materialny stan rzeczy, nieobecność przejmuje władzę nad przestrzenią.  

A Ghost Story to również rozważania nad względnością czasu.

Lowery zestawiając dynamikę ludzkiego życia ze stałością miejsca, eksponuje osamotnienie ducha skazanego na wiekuiste trwanie. C. traci poczucie upływających  dni, kolejne coraz krótsze ujęcia dzielą miesiące, lata, w końcu dziesięciolecia. Niezmienne pozostaje tylko miejsce - ,,W domach zostawiamy cząstkę siebie” - mówi bohater. Ta scalona z budynkiem część istnienia zamknie w ukochanych pokojach ducha C., w wiecznej walce o odroczenie końca przeciwstawiając siłę jego przywiązania i czas. Lowery subtelnie obrazuje więź łączącą osobę z należącymi do niej rzeczami. Białe prześcieradło powoli wtapia się w utrzymane w chłodnych odcieniach ściany. Bohater pozbawiony głosu czy nawet mimiki sygnalizuje swoją obecność poprzez przedmioty: mruga światłami, przestawia rzeczy, wreszcie niczym w typowym horrorze rujnuje kuchnię. Reżyser filmu polemizuje z konwencjami kina grozy; nowi lokatorzy domu nie wezwą egzorcysty, a niepokojący motyw muzyczny okaże się wstępem do miłosnej piosenki napisanej dla M. 

Bowiem w A Ghost Story straszy wyłącznie niemożność przywrócenia przeszłości i brak szansy na doświadczenie przyszłości. Niesamowitość wynika z ulotności i niepowtarzalności chwil, a grozę wywołuje rozpacz ludzi jako istot żywych bardziej kruchych niż otaczający ich świat materialny. Siłą zwyciężając śmierć okazuje się przywiązanie - do bliskich osób, do osobistych przedmiotów, do miejsc, wreszcie do własnego życia, które w filmie Lowery’ego niespodziewanie przerwane przez tragiczny wypadek domaga się dalszego ciągu. Dom nawiedzany przez chęć przetrwania i wolę istnienia, staje się miejscem pamięci - karmiącym się melancholią żywych i tęsknotą za przeszłością. Jednak nawet mury zbudowane ze wspomnień, uczuć i człowieczeństwa kruszeją z biegiem lat, jedynie opóźniając kres. Przywiązanie zamienia się w bolesne balansowanie nad przepaścią zanikającego świata.

Z zamglonych kadrów zamiast tajemnicy emanuje cierpienie. Statyczne pozbawione dialogów sceny rozgrywające się w zamkniętych pustych wnętrzach boleśnie uwidaczniają samotność głównego bohatera. A Ghost Story to ciche intymne studium przemijania. Duch z filmu Lowery’ego jak każdy człowiek mierzy się z doświadczeniem upływu czasu, z wszechogarniającą nostalgią, z trucizną Co by było gdyby. Domu nie nawiedza rozgniewany, pełen pretensji upiór. Pod białą tkanina kryje się dojmujący smutek. 

Przeczytaj także:

Autor

Magister filmoznawstwa, podróżniczka, pasjonatka surfingu, niespokojny duch. Współpracuje ze Stowarzyszeniem FilmETER. W zeszłym roku oglądała filmy drogi i pędziła autostopem na Festiwal Filmowy do Cannes. Teraz śni o Australii, tęskni za Portugalią, a w smutnych pandemicznych bezkinowych czasach na pocieszenie ogląda głównie swoje ulubione filmy. W koło.

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
0
Would love your thoughts, please comment.x