Na początku grudnia miałem ogromną przyjemność (i chyba zaszczyt) uczestnictwa w obradach studenckiego jury Europejskich Nagród Filmowych (pełna nazwa nagrody to EUFA - European University Film Award). Brzmi górnolotnie, choć w rzeczywistości ta przyznawana przez studentów kierunków okołofilmowych z całej Europy nagroda nie posiada niestety praktycznie żadnej renomy.
Reprezentowałem społeczność studentów filmoznawstwa Uniwersytetu Łódzkiego. Jak już nadmieniłem, była to ogromna przyjemność, mimo że dwa dni obrad prowadzonych w postaci wideokonferencji trochę wjeżdżają na mózg i plecy. Poznałem ludzi z całej Europy, którzy tak jak ja kochają kino. Mogłem podzielić się swoimi opiniami, a przede wszystkim spojrzeć na oceniane filmy z nieco innych perspektyw kulturowych i personalnych. I nie jest to zwyczajny komunał - tak było, nie zmyślam. Natomiast gdyby wszystko wyglądało kolorowo, nie pisałbym felietonu.
Otóż zwyciężył film Saudi Runaway. To samo w sobie jeszcze nie jest złe, bo to film, który KAŻDY i KAŻDA powinien i powinna zobaczyć. Większość z Was przypuszczalnie jeszcze nie widziała, dlatego krótko przytoczę, o czym jest. Saudi Runaway to dokument o ucieczce młodej kobiety z Arabii Saudyjskiej do Europy. Opresyjność tamtejszej kultury wobec kobiet została zderzona z ciepłym uczuciem, jakim główna bohaterka darzy swoją rodzinę, którą opuszcza. Całość została nagrana za pomocą jej telefonu i ukrytej kamery - jest to zatem żywa dokumentacja dramatu kobiety, która wybrała wolność rezygnując z domu i rodziny. Ekstremalnie ważny temat. Ale.
Kontynuując wywód muszę przybrać niezbyt chlubną rolę donosiciela.
Mam nadzieję, że nie zgarnie mnie festiwalowa policja za ujawnienie szczegółów przebiegu obrad jury. Nikt tego nie robi, przypuszczam że z obawy przed zepsuciem relacji ze środowiskiem filmowym. Ja nie mam wiele do stracenia. Zresztą robię to w dobrej wierze, bo jest temat do przegadania.
Z założenia organizatorów wynikało, że mój rocznik studentów filmoznawstwa UŁ, tak jak i inne podobne grupy w całej Europie, głosował na najlepsze spośród pięciu wyselekcjonowanych wcześniej filmów. W tym roku były to: Na rauszu Thomasa Vinterberga, Boże Ciało Jana Komasy, Saudi Runaway w reżyserii Susanne Reginy Meures, Berlin Alexanderplatz Burhana Qurbaniego oraz Slalom Charlène Favier. W demokratycznym głosowaniu wybrano 3 filmy, nad którymi jury złożone z reprezentantów uniwersytetów europejskich miało się pochylić i wyłonić zwycięzcę. Do szczęśliwej trójki dostały się: Na rauszu, Boże Ciało i Saudi Runaway. Po Slalomie nikt nie płakał. Po Berlin Alexanderplatz owszem, ale coś musiało odpaść. Organizatorzy wydarzenia ujawnili szczegółowe dane z głosowań - niemal wszystkim studentom najbardziej podobało się Boże Ciało. Byłem w szoku - osobiście stawiałem, że bezkonkurencyjnie wygra Na rauszu. Ten film jednak, jak się okazało, nie miał prawie żadnych zwolenników wśród dwudziestu-kilku reprezentantów. Finał więc rozegrał się między Saudi Runaway a Bożym Ciałem.
Podobało Wam się Boże Ciało? Mnie tak.
Może nie jest to film doskonały, ale z pewnością spełniony artystycznie, świetnie opowiadający bardzo zgrabnie napisaną historię, z ciekawym i dobrze zagranym bohaterem. Co najważniejsze, po wstępnych dyskusjach większość reprezentantów podzielała moją opinię. Wynik więc wydawał się jasny. Wtedy przyszedł jednak ostatni blok dyskusji, ostateczne wypowiedzi i ostateczne głosowanie. I wydarzyło się coś interesującego. Zaczęło pojawiać się coraz więcej zdań broniących Saudi Runaway. Co niepokojące, obrona nie była oparta na argumentach typu: ten film jest LEPSZY. Obrona brzmiała: ten film POWINIEN wygrać.
Żeby było jasne, uważam Saudi Runaway za bardzo dobry film. Jednak we wczesnym przebiegu dyskusji dość jasnym zdawało się, że nie jest to dzieło bezsprzecznie idealne. Wątpliwości dotyczyły między innymi etyki - prezentowane w filmie wydarzenia otrzymują a priori status prawdy, mimo że niektóre elementy budzą (być może nieuzasadnione) wrażenie inscenizacji. Nierozstrzygnięta pozostaje również kwestia autorstwa - jaką rolę odgrywa podpisująca się pod dziełem reżyserka, skoro nie była obecna w Arabii Saudyjskiej podczas nagrywania, niemal nie znała bohaterki i nie miała żadnego wpływu na powstający materiał wizualny? Wreszcie problematyczne wydaje się zestawienie tego filmu z filmami fabularnymi, z którymi z oczywistych przyczyn po prostu nie da się go porównać. Pod dyskusję został poddany również zakres tematyczny filmu, jako że niektórym z nas wydawał się być odrobinę płytszy od tego w Bożym Ciele - istota ludzkiej religijności i zawieszenie człowieka między dobrem a złem wydaje się nieco bardziej rozwiniętą problematyką od konfliktu między wolnością a rodziną. To oczywiście nie są ciężkie zarzuty, a jedynie wątpliwości, poruszane przeze mnie i przez część reprezentantów podczas obrad jury.
W takim świetle Boże Ciało może wydawać się filmem lepszym pod względem artystycznym.
Czy tak jest, nie zamierzam rozstrzygać. Mój niepokój budzą natomiast kategorie oceny, jakie zadecydowały o zwycięstwie Saudi Runaway. Z perspektywy znaczenia dla szeroko pojętej społeczności europejskiej, Boże Ciało reprezentuje jej wewnętrzne problemy skupione wokół specyficznie interpretowanej religijności, wzrostu nastrojów konserwatywnych, poszukiwania moralności. Saudi Runaway porusza z kolei problematykę zewnętrzną - czym jest Europa dla imigrantów? Jakie rolę odgrywają (przynajmniej teoretycznie) promowane przez europejską społeczność wartości? I to nie jest jeszcze kłopotliwe - filmy reprezentują refleksje skrajnie odmienne, ale równie ważne. Gdyby na tej bipolarności oparta została finałowa dyskusja, wszystko pozostałoby w granicach normy. Co jednak spowodowało, że Saudi Runaway zwyciężyło i to niemal dwukrotną liczbą głosów?
Boże Ciało zdobyło już ponad pięćdziesiąt nagród. Saudi Runaway zaledwie kilka. Boże ciało opowiada historię mężczyzny. Saudi Runaway traktuje o kobiecie. Boże Ciało mówi o katolikach. Saudi Runaway to historia imigrantki. Bardzo daleko mi do poglądów konserwatywnych, nie mniej te kategorie budzą we mnie wątpliwości. Czy to jest to jak my teraz powinniśmy oceniać filmy?
Tak, przyznając nagrodę dla filmu o obywatelce Arabii Saudyjskiej zwróciliśmy (my, jako europejska młodzież) uwagę na niezwykle ważny problem. Tak, to jest film, który wszyscy powinni obejrzeć i o którym wszyscy powinni wiedzieć. Tylko czy to nas usprawiedliwia przed nie zadaniem sobie ostatecznego pytania: który film posiada większy walor artystyczny? Może odpowiedź na to pytanie nadal wskazywałaby Saudi Runaway jako zwycięzcę. Problem w tym, że to nie ona stanowiła o rozstrzygnięciu. Nie podoba mi się taki obrót spraw. W szczególności, że jako młode pokolenie, wydaje mi się, dość wyraźnie dostrzegamy rosnące upolitycznienie festiwali filmowych. Narzekamy na nadmiar poprawności politycznej oraz funkcjonowanie kategorii pozafilmowych w obradach nad nagrodami. W opisanej sytuacji wydarzyło się dokładnie to samo.
Chciałbym zachęcić Was do dyskusji (w komentarzach, na fejsie, albo po prostu wśród własnych znajomych). Czy to, który film jest lepszy powinno mieć znaczenie? Może dyskusja nad walorami artystycznymi jest zbyt trudna i warto wesprzeć się kategorią społeczno-politycznego znaczenia danego filmu? Może festiwale nie powinny w ogóle pełnić roli wyroczni na temat jakości artystycznej? A może odwrotnie, nagrody filmowe mają sens tylko gdy są przyznawane ze szczerych, kinofilskich pobudek? Co sądzicie?