Tworząc dzieło kompletne, czyli o (niedocenianej?) pracy montażysty

Zawód montażysty narodził się wraz pomysłem na opowiadanie historii filmowej za pomocą łączenia kilku ujęć, co prowadziło w rezultacie do konieczności zadbania o właściwą dramaturgię i przebieg historii na tym etapie produkcyjnym. Na początku było to sprawą reżysera. Pierwszym świetnym reżyserem, który zaczął odkrywać przed innymi jak ważna rolę w konstrukcji dzieła filmowego pełni montaż, był David W. Griffith. Wraz z rozwojem kina pojawiały się osoby, które wyspecjalizowały się w pracy nad filmem tylko na tym etapie produkcji, kreując w ten sposób nowy zawód - montażystę filmowego.

David W. Griffith wyreżyserował m.in. Narodziny narodu i Nietolerancję

Przez wiele lat, montażysta był w kinie postacią nie zauważaną, którego prawdziwą rolę i znaczenie dla filmu, znali tylko ludzie z branży. Wiele było głosów przed pojawieniem się dźwięku, że to był najwspanialszy okres dla montażystów, gdyż nie ograniczał ich dialog postaci, natomiast najważniejsza była umiejętność opowiedzenia widzowi historii za pomocą obrazów. Pozycja montażysty zaczęła się wzmacniać szczególnie w kinematografii amerykańskiej i do dnia dzisiejszego, w Stanach Zjednoczonych praca montażysty jest uważana za jedną z ważniejszych z wszystkich etapów powstawania filmu.

Wraz z pojawieniem się dźwięku i mało mobilnego sprzętu do jego rejestracji, montaż zszedł do podziemi.

Ogłaszano śmierć opowiadania filmowego, z dwóch podstawowych względów: dużego ograniczenia możliwości inscenizacji na planie, a także konieczność podporządkowania montażu toczącemu się dialogowi. To co niegdyś musiało być pokazane za pomocą odpowiedniej sekwencji ujęć, w okresie pojawienia się dźwięku było zwykle opisywane przez aktorów. kiedy fascynacja dźwiękiem minęła i powróciła mobilność ekipy filmowej, montażysta znów otrzymywał pole do popisu. Jednocześnie do jego warsztatu weszło nowe wyzwanie, czyli montaż dźwięku i umiejętność budowania scen dialogowych - które stały się podstawą filmów.

Zadaniem montażysty, jak i pozostałej ekipy realizacyjnej, jest możliwie szeroko pojęta współpraca, której wynikiem powinno być jak najlepsze oddanie idei, którą reżyser chciał przekazać za pomocą filmu. Współpraca ta może przyjąć przeróżny charakter. Na pewno żaden montażysta nie lubi sytuacji kiedy za jego plecami siedzi reżyser, dyktując mu tak naprawdę każdą kolejną sklejkę - wtedy bowiem przestajemy być montażystami, a stajemy się "ludźmi znającymi obsługę zestawu montażowego". Niewątpliwie najzdrowszą i najprzyjemniejszą sytuacją jest kiedy jednak reżyser ma emocjonalny stosunek do dostarczonego materiału i jego wizję - pozostaje jednak otwarty na nasze podejście do historii, którą trzeba opowiedzieć.

Montaż jest właśnie tym etapem, w którym powstaje film właściwy, czyli skondensowana opowieść ekranowa.

Scenariusz jest bowiem podstawą literacką, która posłuży przede wszystkim aktorom w celu zbudowania postaci, a dla operatora i reżysera będzie podstawą do napisania scenopisu i uruchomienia właściwych narzędzi z własnego warsztatu. Nad całością nakręconych materiałów pieczę przejmuje montażysta.

To on staje się pierwszym widzem, którego świeże oko, wolne od naleciałości z planu filmowego, musi krytycznie podejść do otrzymanych materiałów. A niestety nie zawsze założenia wynikające ze scenariusza, czy wizji reżysera okazują się być zarejestrowane na taśmie. Okazuje się nagle, że dramatyczna scena, została zagrana przez aktorów wręcz komicznie, że podczas sceny masowej ktoś pokręcił kierunki łamiąc oś montażową i już nie wiadomo kto na kogo naciera... Niestety krótkie okresy realizacyjne nie pomagają, mnożąc podobne sytuacje. Z całego tego "chaosu", dziesiątek godzin materiałów, montażysta musi wyciągnąć na wierzch, wewnętrzną siłę tego materiału. Krok po kroku zbudować z tego dobry film. Oczywiście we współpracy z reżyserem, starając się jak najlepiej oddać jego wizję.

To montażysta potrafi "poprawić" lub zepsuć grę aktorską, potrafi poprowadzić emocje widza, wodząc go za nos. Niejednokrotnie zdarzało się w historii filmu, że kiepski film po przemontowaniu przez dobrego montażystę okazywał się szlagierem kinowym. Ale to wymaga czasu. Walter Murch w filmie dokumentalnym "Magiczne cięcie montażysty" mówi o romansie, który trzeba nawiązać z filmem. O tym, że umysł montażysty musi magazynować najlepsze fragmenty ujęć, najlepsze gesty i spojrzenia aktorskie, także te które pojawiają się przed klapsem początkowym i po skończonym ujęciu. Niestety rzeczywistość produkcyjna często nie pozwala nam na taki romans. Związane jest to z tym, że w Polsce produkuje się mało filmów, w wyniku czego, zmusza się rodzimych montażystów do angażowania w produkcje telewizyjne.

Walter Murch  rozpoczął montaż oraz miksowanie dźwięku w 1969 filmem The Rain People Francisa Forda Coppoli. Później pracował z George’em Lucasem przy filmach THX 1138, American Graffiti oraz przy Ojcu chrzestnym Coppoli. Z Coppolą zrobił następnie film Rozmowa, za który otrzymał nominację do Oscara za najlepszy dźwięk (1974). Murch w tym samym roku miksował także dźwięk do Ojca chrzestnego – część II

Przeczytaj także:

Autor

Korposzczur za dnia, a po godzinach fan wegetariańskiego jedzenia, lomografii, ukulele i literatury pięknej. Wylał morze łez na “Przełamując fale” Larsa von Triera. Z uśmiechem na ustach wspomina każdy z kilkudziesięciu seansów filmu “Shrek” i żywi ogromne przywiązanie emocjonalne do produkcji Pedro Almodóvara. Za najlepszy film uważa: “Fanny i Aleksander” Ingmara Bergmana oraz “Szatańskie tango” ​Béla Tarra.

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
0
Would love your thoughts, please comment.x