Sensacja i kontrowersja Krakowskiego Festiwalu Filmowego w 2000 roku. Takiego pięknego syna urodziłam to film określany jako bezpośredni, intymny i brudny, bo pokazujący codzienną, bardzo szorstką relację matki i syna. Czy to obraz, w którym reżyser strzela z kamery do własnej matki, czy raczej matka strzela słowami do syna?
Marcin Koszałka, po swoim głośnym dokumentalnym debiucie Takiego pięknego syna urodziłam, musiał zmierzyć się z falą krytyki – zarówno ze strony ekspertów filmowych, jak i widzów. Mówiono, że to, co robi, jest kompletną pomyłką, że poprzez manipulację chce pokazać matkę na ekranie jako potwora. Okazało się, że to on był oprawcą, a matka bohaterką. Niektórzy w ogóle nie uznawali go za reżysera i operatora należącego do grupy polskich dokumentalistów. Co ciekawe, film pojawił się później w programie Telewizji Polskiej. Na widowni, wśród gości, siedział twórca, psycholog oraz publiczność – po jednej stronie osoby, które są za, po drugiej, które są przeciw. Głosy podzieliły się pół na pół.
Ty miernoto, bez wstydu, bez ambicji żadnych (…), ty idioto, ty półgłówku, beztalencie, gnoju, draniu, szmaciarzu – przez cały film bombarduje nas krzyk matki (w tle dołącza także ojciec) wobec milczącego bohatera – autora obrazu.
Kobieta wypomina mu lenistwo, łajdactwo, długi, niezakończone kierunki studiów. Krytykuje jego styl życia, ciało, wszystko co robi i czego nie robi. Uśmiecha się tylko wtedy, gdy wspomina jego narodziny. Matka jest świadoma tego polowania z kamerą, więc broni się, czy atakuje?
Syn, mieszkający z rodzicami do 27. roku życia, prowadzi pewną prowokację – nic nie odpowiada, leży na kanapie, aby uzyskać efekt lepszej jakości dźwięku podkłada mikrofony w różnych miejscach w mieszkaniu. Prowadzi zmasowany atak na coś, co w rozumieniu niektórych zawsze będzie rodzinną intymnością, która powinna pozostać zamknięta w czterech ścianach domu. Dostaje to, czego oczekuje – frustrującą, znerwicowaną odpowiedź złożoną z zarzutów.
Matka z filmu już nie żyje. Czy coś się udało zmienić?
Marcin Koszałka twierdzi, że nigdy nie usłyszał, że jest z niego dumna. Po jej śmierci znalazł tylko wiele gazet, w których zaznaczone były fragmenty o filmach, a na marginesach jej notatki – ponoć stała się prawdziwą kinomanką. Materiał był rodzajem krzyku, autoterapią. Na końcu dostajemy także odpowiedź bohaterki, która odnosi się do tego, co zobaczyła – a zobaczyła swoje własne zachowanie. Na emisję nie zgodziła się przez rok. Gdy już podpisała dokumenty i film ujrzał światło dnia, zaczęła dostawać listy - ludzie pisali o swoich sytuacjach, a nawet o tym, że tak samo zachowują się wobec dzieci. Uznała, że było warto.
A może to jednak film o szerszym kontekście – o społeczeństwie i rodzinie – ale nie tej jedynej, wyjątkowej, ale zwyczajnej i każdej, w mniejszym lub większym zakresie. Może uda nam się jednak znaleźć podobieństwa i powie nam to coś więcej o relacjach międzyludzkich, relacjach rodzinnych.
Czy film Takiego pięknego syna urodziłam wciąż jest w stanie wywołać takie kontrowersje, dzielić opinie i podburzać emocje? Na pewno było to coś, i myślę, że nadal jest, brutalnie ludzkiego, mówiącego o naszej wzajemnej komunikacji.
Dostęp do filmu: https://ninateka.pl/film/takiego-pieknego-syna-urodzilam-marcin-koszalka